sobota, 3 sierpnia 2013

Rozdział 22

                                  Tydzień później

Wielki dom, 3 piętra, milion przywilejów, szczęśliwe małżeństwo, a gdzieś z boku jedna zagubiona dziewczyna. Tak to ja, wyjazd do Polski wcale nie poprawił mojego samopoczucia. Uświadomiłam sobie już, że Harrego nie ma, że on nie wróci, jednak tęsknota za nim z każdym dniem narastała. Kiedy tu przyjechałam, nie dopuszczałam do siebie myśli że on już nigdy nie wróci. Szukałam go w łazience, na kanapie, w sypialni rodziców, ale to stopniowo mijało, a mój umysł zaczął zbierać w głowie fakty. Teraz, ta mała część mnie góruje nade mną rzadko, ograniczając się do dzwonka do drzwi. Kiedy tylko zadzwoni, mój umysł się wyłącza, lecę wtedy do nich z nadzieją , aby jako nagrodę otrzymać pocztę od listonosza, w której  tak na marginesie nie ma listu od mojego ukochanego. Wydaje mi się że Lucas wie już o co chodzi, chociaż nic nikomu nie powiedziałam, ale woli nie drążyć tematu. Dali mi całkowity spokój. Przestali już pytać, dali mi czas, a ja przestaje mieć pewność czy ta cisza jest dla mnie dobra. Milion myśli kłębi się w mojej głowie. Odkąd tu przyjechałam nie miałam kontaktu ze światem, ani nawet z rzeczywistością. Wszyscy traktują mnie jakbym była nie normalna. A tak nie jest, prawda? Może wyjdę się przejść? Tak, to chyba dobry pomysł. Wyszłam z domu ubrana w workowaty sweter i leginsy . Idąc wzdłuż alejki czułam jak tracę siły. Dochodząc do parku usiadłam na ławce, która nawiasem mówiąc już dawno powinna zostać odmalowana, przyglądałam się codziennej bieganinie ludzi, którzy myślą że ich życie jest do dupy, a tak naprawdę nie wiedzą co to jest nie szczęście. No bo który z nich powoli traci wszystko? Począwszy od rodzica, przez przyjaciół, aż po ukochaną osobę? Nikt. To jest właśnie zasrana prawda. Życie uwzięło się na mnie niemiłosiernie. Ale nikt nie powiedział że będzie łatwo, prawda? A może czas zakończyć to wszystko? Może wtedy oszczędzę cierpienia tej małej dziewczynce wracającej ze szkoły, albo dziecku zjeżdżającemu ze ślizgawki. Albo tej pani, która próbuje utrzymać się na szpilkach.. Tak naprawdę żadna z tych osób nie zauważy mojego zniknięcia, prawda? Bo jestem tylko małą częścią tego świata, albo chociaż parku. Powoli wstałam z ławki i już po 30 minutach byłam w domu. A co zobaczyłam wchodząc przez próg? Pustkę. I teraz to ja jestem cząstką tej pustki, która także nie zwróciła na mnie uwagi. Powoli wspięłam się po schodach do swojego pokoju. Przez ten cały czas, który tu byłam nie zdążyłam się jeszcze rozpakować. Myślę ( jeżeli to jest jeszcze możliwe) że przydało by się choć częściowo poukładać rzeczy na półkach, aby nie czuły się samotnie, jak ja. Ustawiwszy kilka figurek i zdjęć, postanowiłam iść do łazienki poukładać kosmetyki, które i tak nie poprawią mojego mizernego wyglądu. One mogą tylko zakryć to, co i tak zawszę będzie, one nie sprawią że będę piękniejsza. One sprawią że będę WYDAWAŁA się piękna. Przy Harrym zawszę czułam się wyjątkowo. Nawet w starym dresie i workowatej koszuli. Wiele razy mnie przecież o tym uświadamiał. Zaczęłam płakać. W przypływie energii z całej siły uderzyłam kosmetyczką o ścianę pozwalając opaść jej zawartości na podłogę. Osunęłam się na ziemie, nie było już we mnie tej siły co chwile temu. Po jakimś czasie postanowiłam posprzątać bałagan, który praktycznie nieświadomie narobiłam. Kiedy posprzątałam już większość kosmetyków zauważyłam żyletke, tą samą co w Londynie. Nie pozwalając złym myślą krążyć po mojej głowie szybko schowałam ją do pudełeczka. Na tyle szybko że strużka krwi powoli sunęła w dół mojego kciuka. Zacisnęłam mocno oczy i zassałam rankę próbując opanować ''krwotok''. To dało mi do myślenia. Przecież kiedy zniknę z tego świata,  zobaczę Harrego. Będę z nim już na zawsze. Znów wyciągnęłam tę nieszczęsną żyletke i lekko przyłożyłam do wewnętrznej strony lewego nadgarstka. Zwiększyłam lekko nacisk i nic. Nie poczułam bólu. Przejechałam jeszcze raz, trochę mocniej. Krew zaczęła ściekać na ziemie. Poczułam uszczypliwy ból ale nie
 przestałam przyciskać ostrza do żyły. Nagle do łazienki weszła mama. Kiedy ją zauważyłam natychmiast upuściłam żyletkę i złapałam drugą ręką ranę. '' Przepraszam''. Tylko tyle zdołałam z siebie wydusić zanim całkiem straciłam siły i osunęłam się na ziemie. Słyszałam tylko pojedyncze dźwięki. Jak mama woła Lucasa i jak dotyka mojego policzka. Nie, proszę zostawcie mnie! Jestem już blisko! Blisko Harrego!- Krzyczałam w myśli, tak głośno że niemal czułam bul w uszach. Czułam ból w całym ciele, aż wreszcie przestałam słyszeć szloch mamy, i zdenerwowany głos Lucasa dzwoniącego po karetkę. Nie czułam już bólu, ani cierpienia. Nie czułam nic, oprócz kompletnej pustki, która wcale nie wydawała się przytłaczająca.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Sieeeema! Nie martwcie się, następny rozdział będzie ciekawszy  i co ważniejsze weselszy. Dodam go jak będzie 5 komentarzy (nie licząc moich odpowiedzi). Miłego czytania!



12 komentarzy:

  1. świetny jak zawsze :)
    Pozdrawiam
    G x
    @GmymemoriesK

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział super. I tak na pewno Harry żyje :c .
    Adssa xx

    OdpowiedzUsuń
  3. Masz talent .Pozdrawiam
    Mam nadzieję, że zajrzysz.
    http://zzmianynalepsze.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Matko!!!!! Dziewczyno to jest zajebiste!!!!! Nie mogę sie doczekać kiedy zacznę czytać następny rozdział, ale najpierw chciałam zostawić jakąś pamiątkę pod tym postem!!!!! Na pewno będę czytała twego drugiego bloga!!!!!
    ODPISZ!!!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękujee naprawdęę! Jesteś baaardzo entuzjastyczna jak na taki smutny rozdział XDD

      Usuń
  5. O boziu , nie wytrzymam ;cc
    Harry żyje , on żyje , ŻYJE i koniec :'(
    Lati <3 :(

    OdpowiedzUsuń
  6. Boże ja ciągle płacze :'( Prosze niech Harry wróci..

    OdpowiedzUsuń